O wolność

Starcie dwóch tytanów. Stawka niezwykle wysoka...


Był gotów.

Stał wryty, przed wrotami kryjącymi niepewne jutro. Słyszał przytłumioną wrzawę osób, dla których wydawał swe pokazy. Przyzwyczaił się do niej, oraz do „fanów", szukających rozrywki jedynie z jego występów. Nie sprawiali mu tym problemu. Wręcz przeciwnie. Publiczność napawała go czymś, czego nigdy nie uświadczył za czasów, gdy mógł bezproblemowo wyjść i spojrzeć w niebo. Za tych pięknych chwil, o które przyjdzie mu walczyć lada chwila.

Za wolność.

Czekał ze spokojem ducha, aż bramy otworzą przed nim przyszłość. Przyszłość tak bardzo nieznaną, tak bardzo wyczekiwaną...

Nie łatwo było osiągnąć ten stan psychiki, dzięki któremu mógł się skupić stuprocentowo na tym, co za chwilę będzie mu pisane. Z wielkim trudem wypracowywał idealną postać spokoju w czasie ciszy przed burzą, ułatwiającą przejście jej samej, z łatwością omijając błyskawice. Lecz trwało to latami. Krok, po kroku. Z każdym dniem więcej doświadczenia w walce, wiary w następny poranek, nadziei na wolność i rozlanej krwi wrogów. Wrogów jedynie na scenie. Pod nią nawet i braci.

W prawym ręku trzymał dopiero co naostrzony miecz obosieczny. W lewym drewnianą tarczę, noszącą pamiątkę z ostatniej walki pod postacią pęknięcia. Prawe ramię, gdzie tarcza nie sięgała, zasłonięte zostało żelaznym naramiennikiem, przedłużonym do łokcia. Wzrok zwężały mu dwa podłużne otwory w pogniecionym hełmie, jaki to założył na walkę. Często przed potyczką odrzucał tę część uzbrojenia na ziemię, jeśli uważał, iż będzie tylko niepotrzebnym brzemieniem, zasłaniającym widoczność; ciekaw był, jak postąpi tym razem.

Płynność, oraz dynamiczność swych ruchów i uników, zyskiwał poprzez zostawianie odsłoniętego torsu i nóg. Jakoś nigdy ten fakt nie sprawiał mu większego problemu. Przynajmniej dopóki nie tracił tarczy...

Jak to przed każdym legalnym mordem na arenie przystało, tak i teraz wrzawa tłumu uspokajana przez Cesarza stopniowo ucichła, pozostawiając głos jedynie Mówcy. Nigdy nie przysłuchiwał się dokładniej przemowom, będąc pochłonięty samym rozgrzewaniem się do pokonywania przeszkód losu. Tym razem zrobił wyjątek:


- Drodzy obywatele Rzymu! Czempion areny, jak i wasz ulubieniec, stoi przed najważniejszym wyzwaniem swego życia! - wrzawa, powodująca nagły przyrost adrenaliny, zagłuszyła dalsze słowa mówiącego. Dopiero po minucie opadła, dając upust następnym – czy wystarczy mu dość siły woli, waleczności i sprytu, aby przeżyć to jakże poważne, wymagające wyzwanie? Czy wykaże się ponadludzkimi atrybutami, by wykonać swą misję i zyskać nie tylko wolność po latach niewoli, lecz zarówno obywatelstwo rzymskie? Zaraz się przekonamy, a teraz przywitajmy naszego czempiona: Denorusa, Chwałę Koloseum!

Dwóch strażników rzymskich otworzyło bramy, którymi przeszedł, wsłuchując się w niesamowite wiwaty ludności na jego cześć. Pamiętał, jak na pierwszej potyczce wydawały się być zwiastunem śmierci – jej szeptem, powiadamiającym o bliskim końcu. Czuł się wtedy jak zwierzę zamknięte w klatce, pośród sępów, wyczekujących na chwilę jego upadku. Teraz było to zupełnie coś innego. Tłum go kochał, a on kochał tłum. Napajał go wszelkimi możliwymi środkami, które wspomagały w samej potyczce. Dodawał wielce potrzebne morale. Miał wiarę, iż teraz to wystarczy, gdyż wyczuwał godnego przeciwnika. Przynajmniej równego sobie.

Stąpał po ziemi, mogącej jeszcze dziś stanowić jego symboliczny grób. Machał ludności, a ta odwzajemniała się potęgującą wrzawą. Stał się chwilowo najważniejszą osobą – Centrum Rzymu, jaki pod postacią obywateli spoglądał w każdy jego ruch z wielką dokładnością: Te uczucia towarzyszyły mu za każdym razem, od chwili przyzwyczajenia się do swego losu, który darzył nienawiścią, jak i miłością.

Mimo iż dotarł na sam środek i stał przez dłuższą chwilę, wiwaty nie cichły. Po czasie dostrajania się poszczególnych głosów, przemieniły się na trzy, wywrzaskiwane sylaby:

- De-no-rus! De-no-rus! - skandował "Rzym", najgłośniej jak potrafił.

Jednakże wystarczył jeden gest Cesarza, aby uciszyć rozgrzany – wydawałoby się – do białości tłum. Gdy nastąpiła martwa cisza, głowa Imperium zeszła z podium, a na jej miejsce ukazał się ponownie Mówca:

- Wita cię Rzym, Denorusie, Chwało Koloseum! - tłum odpowiedział wrzaskiem, a on sam skinął lekko głową – zaprawdę ciężko było znaleźć godnego ciebie przeciwnika! Jednak po wielu miesiącach ten sam się zgłosił! O wielki Rzymie, przywitaj Nostradamusa! Wielkiego, nieustraszonego człeka, oraz dawnego przywódcę wojsk Greckich!

Jak zwykle bywało w chwili nadejścia pierwszego kontaktu wzrokowego z przeciwnikiem, poczuł lekkie ukłucie bólu w brzuchu. Nostradamus wszedł na arenę razem z wrzawą – równie potężną, co on. Przywitał się z widownią z taką samą pewnością, krocząc w jego stronę.

Denorus obadał wzrokiem swego rywala. Musiał przyznać, iż ten z pewnością wiedział co robi. Posiadał pełną zbroję, jeśli nie liczyć samej głowy. Ręce i nogi opancerzone zostały żelaznym uzbrojeniem, a sam napierśnik zrobiono ze skóry. Zrozumiał, iż ze względu na mobilność samych ruchów. Aby wzmocnić obronę, nałożył na niego metalowe płytki, których głównym celem było chronić mostek i narząd rozruchu całego ciała - serca. Żelazna tarcza w tej chwili wisiała na plecach, a miecz trochę dłuższy od ostrza Denorusa trzymał tak samo jak on, w prawej ręce.

Widząc to wszystko, Denorus już obrał taktykę na całą walkę. Łatwym celem wydawała się sama głowa, lecz sądził, iż to tylko wrażenie stworzone przez rywala. Iście niemrawym ruchem mógł ją tak po prostu ściąć, uwalniając tym samym fontannę krwi. Nie sądził jednak, aby oponent chciał się jej łatwo pozbyć. Zapewne miał wyćwiczone ruchy lewej ręki w obronie górnej partii ciała, w której za niedługo spocznie sama tarcza. Celem Denorusa był tors przeciwnika, gdyż poza głową tam jedynie mógł szukać w miarę pewnego ciosu.

Po za tym podjął się nie ściągać swego hełmu z głowy. Obawiał się, że pewnym zabiegiem taktycznym rywala mogła być również próba naruszenia honoru – „nie ma hełmu, więc i ja go zdejmę". Rzadko kiedy coś takiego kończyło się dobrze dla honorowego człeka.

Razem z Nostradamusem odwrócił się w stronę podium, gdzie stał już sam Cesarz.

- Idący na śmierć pozdrawiają cię! - krzyknęli, unosząc w górę miecze.

Cesarz przywitał ich uniesieniem prawej ręki, po czym rozkazał potężnym głosem:

- Niech rozpocznie się walka! - tłum zażegnał ciszę do – zapewne - końca potyczki.

Denorus spojrzał na przeciwnika. Ten uczynił to samo, po czym wskazał na ziemię. Zrozumiał o co chodziło. Kiwnął więc głową.

Oboje odłożyli miecze, biorąc garść piasku w ręce, dokładnie go o nie rozcierając; dzięki temu zabiegu chwyt stawał się pewniejszy. Denorus skończywszy się przygotowywać, uniósł ponownie swój oręż i upewnił się, czy zaciski łączące rękę z tarczą są dobrze przymocowane. Następnie zaczął oczekiwać na swego rywala. Chwilę później obaj byli gotowi, gdy tylko Nostradamus szybkim, pewnym ruchem uzbroił rękę w solidnie wyglądającą osłonę. Kiwnęli więc głowami, kończąc uprzejmość i witając rządzę wiktorii.

Denorus skupił się stuprocentowo na swym przeciwniku. Zaczęło się liczyć tylko jedno – wbicie ostrza w jego ciało. Nie zwracał uwagi na skandy tłumu, dzięki czemu równie dobrze wokół mogłaby zapaść głucha cisza. Wpatrywał się w każdy ruch oponenta, w pełni gotowy odparować najtrudniejszy do obrony atak.

Zaczęli krążyć po niewielkim okręgu, a każdy z nich zerkał w oczy drugiego. Denorus, którego serce biło ze zdwojoną szybkością, wypatrywał choćby najmniejszej luki w postawie obronnej rywala. Takowej nie znalazł. Czekał więc na pierwszy atak z jego strony, który długo nie następował. Widocznie z tego samego powodu...

Nagle, po kilku minutach pozbawiającego czujności krążenia, oponent przysposobił się do ataku. Wykonał wysoki, majestatyczny, oraz dynamiczny uskok, z przygotowanym mieczem do pchnięcia w okolice szyi. Denorus z wyćwiczoną wprawą i czujnością ustawił tarczę naprzeciwko celu wroga, tym samym przygotowując broń do kontruderzenia. Cios jednak nie nastąpił, będąc jedynie zmyłką. Jakże przemyślaną...

Przeciwnik jeszcze nie zdążył opaść, a już po pozorowanym ataku jego tarcza łupnęła z olbrzymią siłą w tarczę Denorusa, nieprzygotowaną do takich obrotów spraw. Ten musiał zdać naprawdę ciężki test na utrzymanie równowagi. W dodatku oręż wroga zmierzał po raz kolejny w stronę szyi, tym razem w celu jej rozprucia. Denorus utrzymał się z pewnymi problemami, oraz ledwo co obronił przed szybkim atakiem, odbijając swoim mieczem oręż wroga. Szybko wykonał taktyczny odwrót, nie chcąc jeszcze wpaść w klasyczną rąbaninę.

Tłum przy każdym uderzeniu głośno ochał i achał, a po ich oddaleniu się od siebie skandował imiona – jedna część imię Denorus, druga Nostradamus, z czego zrobiła się niezrozumiała wrzawa.

Ręka Denorusa trzymająca tarczę zaczęła sprawiać problemy ostrym bólem, gdyż ugięła się pod siłą uderzenia. Szczęśliwie nie doznała większych kontuzji.

- Skup się! Skup się! - powiedział do siebie w myśli jej właściciel, przerażony umiejętnościami swego rywala.

Znów zaczęli krążyć w te i we wte, wyszukując możliwego punktu zaczepnego. Tym razem czynili to z większą determinacją, co widać było po stanowczych i częstych ruchach. Denorus, którego słuch wychwytywał jedynie bicie własnego serca, odpowiadał na zmyłki swego oponenta ruchami ciała, będącymi potencjalną obroną przed atakiem.

Nie dzieliły ich nawet dwa metry, a ich klingi nadal cięły jedynie powietrze. Mimo wszystko im dłużej walczyli, tym bliżej im było do brutalniejszej części pojedynku. Przypominali dwa magnesy, które prędzej, czy później były skazane na siebie, poprzez siłę przyciągania. W końcu Denorus odważył się na poziome cięcie w głowę, tym samym zamykając przestrzeń pomiędzy nimi, a witając bezwzględne i dynamiczne widowisko.

Niestety Jego rywal z dziecinną łatwością uniknął ataku, chyląc się przed zabójczym ostrzem, a nazajutrz sam wymierzył cios w brzuch Denorusa. Ten przygotował się na tą ewentualność: tarcza wytrzymała pod naporem miecza przeciwnika, co umożliwiło mu lekkie odepchnięcie i wymierzenie kontry, niefortunnie w mig obronionej przez potężne żeliwo, wiszące na lewej ręce Nostradamusa. Wnet nastąpił atak z jego strony.

Po wybitnej obronie, przez odepchnięcie zmuszony został do kolejnego „rozłączenia się magnesów", jednak Nostradamus nie miał widocznie w zamiarach dawać czasu na oddech swemu rywalowi. Tym razem uskoczył jeszcze szybciej, od razu po odbiciu miecza Denorusa. Ten widząc zapalczywość swego niezwykle uzdolnionego w boju oponenta, miał tylko jedno wyjście – bronić się tarczą. Uniku nie zdołałby wykonać, gdyż odpychając rywala od siebie, sam lekko wysunął się do przodu. Tak więc z wielką gracją uniósł swą „deskę ratunku" w górę, uginając lekko nogi i kręgosłup. Cios nastąpił zdumiewająco szybko. Za szybko...

Siła uderzenia nie była aż tak wielka, jak przy pierwszym skoku, lecz przyniosła zamierzony rezultat: ciężka tarcza, oraz miecz oponenta doszczętnie strzaskały narzędzie obronne Denorusa.

Jego rękę przeszył przeraźliwy ból, którego następstwem stał się okropny wrzask, odbijający się echem od ścian Koloseum. Mimo szoku i nasilającego się bólu, Denorus nie dał się oddalić przeciwnikowi na początkową pozycję. Wtedy musiałby walkę zaczynać od początku. Tym razem bez tarczy, za to potworną zgryzotą. Mówiąc wprost: jego doświadczenie było tak wysokie, iż ratował się z każdej beznadziejnej sytuacji.

Nie inaczej imało się to dzisiejszego dnia. Z raza wykorzystał nieuwagę rywala, napuszczając szybką kontrę. Dzięki jego imponującej celności, miecz wbił się prosto w szparę między naramiennik, a napierśnik. Krew trysnęła obficie przez lukę w zbroi Nostradamusa, a wtedy nastąpił kolejny okrzyk bólu. Sekundę po pierwszym...

Oboje oddalili się od siebie. Denorus ledwo stał przez swą dolegliwość. Na domiar złego zauważył, iż jego kontuzjowana, najeżona drzazgami ręka, dwukrotnie zwiększyła swą objętość. Z Nostradamusem było trochę lepiej, jednakże od razu po przyjętym ciosie upuścił miecz, który dzięki reakcji Denorusa leżał obecnie daleko w tyle. Stał skulony, trzymając się za zranioną część ciała, a połowa jego torsu ociekała ciepłą posoką. Mimo tego nie sprawiał wrażenia, jakby miał zamiar się przewrócić.

Stali naprzeciwko siebie – jeden z narzędziem do siania pożogi, drugi ze zbawienną ochroną. Pojedynek nadal nie został przesądzony.

Denorus zaczął ledwo co znosić tłum, który podniecił się aktualną sytuacją. Z początku ignorowanie go było fraszką, lecz w tej chwili dolegliwość tak mocno dawała mu się we znaki, że męką stawało się choćby poruszenie kończyny, a co dopiero znoszenie rozjuszonej widowni. Myśli w jego głowie rozproszyły się, więc stuprocentowo nie potrafił skupić się na przeciwniku. Mimo to zdołał objąć taktykę na zaistniałą sytuację.

Jego przeciwnik wciąż trzymał się za ranę, próbując zatamować krwotok. W dodatku nie posiadał niczego, czym mógłby jednym ruchem pozbawić go życia. W przeciwieństwie do Denorusa. On teraz dyktował warunki. Mógł zaatakować, lub czekać, aż przeciwnik osłabnie przez „uciekające życie" z prawego boku. Wybrał to drugie, co dla Nostradamusa nie okazało się większym zaskoczeniem, sądząc po szybkim wezbraniu się do kupy.

Lekko chwiejąc, próbował ominąć łukiem Denorusa, z pewnością chcąc dojść miecza. Jednak byłby głupcem, gdyby nie domyślał się o marnym skutku tegoż planu. Lecz mimo to starał się, prawdopodobnie nie posiadając innych pomysłów.

Denorus konsekwentnie utrzymywał się na linii, dzielącej oponenta z utraconym orężem. Tym samym czekał, aż osłabnie dostatecznie, by bez większego problemu podciąć mu gardło.

Tłum zaczynał przechodzić na stronę potencjalnego zwycięscy. Skandy na cześć Nostradamusa nikły w morzu, na którym utrzymać się mogli tylko wygrani. Nostradamus poruszał się coraz wolniej, ospalej...

Denorus zdecydował się na wykończenie przeciwnika. Zaczął kroczyć w jego stronę, już nie dbając o postawę obronną w razie ataku. Lewą rękę ciągle trzymał w zgięciu, bojąc się narażać ruchem na ból. Był pewien, że przeciwnik nie uniósłby już wyżej swej tarczy, ani nie miałby siły na atak. Niestety tym samym popełnił poważny błąd – zapomniał, iż ma do czynienia ze strategiem.

Może i Nostradamus poruszał się wolno, może i miał upuszczoną głowę... ale jego skóra nadal pozostawała rumiana. Znaczyło to tyle, że udało mu się wcześniej powstrzymać krwawienie. Denorus nie przeciął mu tętnicy, ani żadnego ważnego narządu.

Gdy ten podszedł wystarczająco blisko, przypuścił na niego szarżę. Z początku nadal udawał osłabionego. Zrywał się do ataku dosyć mozolnie, niby ledwo trzymając tarczę, niby z utraconą nadzieją. Wszystko po to, aby ten się nie zorientował. Przyspieszył dopiero po dwóch, może trzech sekundach, gdy nie było szans na połapanie się w jego chytrym planie.

Zareagowała jedynie widownia głośnym westchnieniem z zaskoczenia. Denorus nie dał rady tego uczynić, uderzony z impetem w najczulszy punkt, jaki obecnie posiadał; trzeci ryk z bólu zdecydowanie był najdłuższy, lecz najmniej doniosły...

Nie było mowy o utrzymaniu równowagi. Upadł dwa metry w tył na plecy, upuszczając swój miecz od razu po otrzymaniu zaskakująco silnego ciosu. Miał plamy przed oczyma. Nie dawał rady nawet porządnie wywrzeszczeć swego męczeńskiego bólu, gdyż prócz kontuzjowanej wcześniej ręki, cios przyjęła klata i przepona. Ledwo co łapał oddech, którego już nie zdołał wypuszczać. Nie wiedział co się dzieje poza jego ciałem. Czuł jedynie, że ledwo co się przekręcił na prawy bok, aby skulić się z bólu.

To jest ma ostatnia walka – pomyślał, gdy zdał sobie sprawę gdzie aktualnie jest i co musi zrobić – ostatnia walka, przed osiągnięciem wolności. Tego, na co pracowałem całymi latami, walcząc z przeciwnościami losu na tejże przeklętej ziemi... a teraz przed końcem się poddaję? Nie. Muszę walczyć dalej, muszę walczyć dalej, muszę walczyć dalej, muszę wal...

I osiągnął to, o co walczył. Co mógł dostać nawet w czasie pierwszej potyczki. Wolność.

Paweł "Żaku" Żak

*

Te opowiadanie napisałem niedawno. Nie miałem go w planach przed powstaniem bloga. Zainspirował mnie do napisania go serial Gra o Tron, a raczej jedna scena z niego (nie podam jaka, gdyż nie mam zamiaru Wam spojlerować).

Opowiadanie nosi dosyć ważny w moim odczuciu morał: nigdy nie lekceważ przeciwnika.

Treść opowiadania nie jest jakoś wybitna. Przedstawia jedynie samą walkę pomiędzy Denorusem, a Nostradamusem (oba imienia nie mają znaczenia). Przedstawiłem w nim również wymyślone prze zemnie synonimy wolności, w jednym, końcowym zdaniu: Wolność. Wspomniane synonimy: śmierć, brak uczuć, brak bólu, podróż do zaświatów (niebo, piekło, olimp, hades - bez znaczenia o którym pomyśleliście).

Do znawców historii - nie zabijajcie mnie za niedociągnięcia, czy błędy w samym odzwierciedleniu faktycznych pojedynków, oki? :D

13 komentarzy:

  1. O wiele lepsze opowiadanie od poprzedniego.
    Dlaczego tak mówię?
    Bo moim uzależnieniem (i fetyszem xD) jest starożytność. Hellada, jeśli ktoś chciałby być dokładny. Mitologia nade wszystko! ♥
    Dlatego też w głębi mego serduszka kibicowałam Nostradamusowi (wcale nie przekopiowałam, żeby nie zrobić błędu ^^").
    Ale pod koniec sobie pomyślałam: kurcze, czyli jednak wygrał, ale jednak nie wygrał...
    Kurcze. Niby lubię takie opowieści, ale nigdy nie wiem, kto jest tym dobrym, a kto złym... hmm... W sumie, człowiek nie powinien osądzać drugiego człowieka, więc przejdźmy dalej.
    I teraz uwaga. Jeśli dalej będziesz pisał takie opowiadania, to się mnie nie pozbędziesz, co to to nie! Kurcze, kocham łacinę (chociaż japoński lepszy :p). Znaczy, nie podoba mi się jako język, ale dzięki niej można stworzyć cudowne nazwy (i imiona postaci, z czego sama często korzystam. "Co jest nie tak z twoimi nazwami?!" - jak to mówi moja koleżanka x'D), których nikt nie rozumie, tym bardziej nikt ich nie umie zapamiętać i nawet poprawnie zapisać.
    Nostradamus, Denorus - ♥
    Tylko najlepsze jest to: chciałam sprawdzić, czy do stworzenia imion użyłeś realnych postaci, translatora czy rymowanki w głowie, wiec wpisałam w google oba imiona. Nostradamus - francuski lekarz, astrolog, matematyk i autor proroctw, okultysta, doradca królowej Francji Katarzyny Medycejskiej. Denorus - konto na instagramie jakiejś dziewczyny. Ok. ._.
    Opisy - również cuuudowne. Mówiłam, że masz świetny styl? Tak? No to mówię to jeszcze raz. I te opisy... ♥
    Czy można się zakochać w opisie walki na śmierć i życie? >_>
    Ok, kończę moje rozpływanie się. Po prostu opowiadanie świetne. I tyle.
    WIĘCEJ STAROŻYTNOŚCI!!! :D

    I jeśli mogę się zareklamować: Jeśli interesujesz się mitologią (taak, jedno opowiadanie o starożytności, ale mi to wystarczy, żeby stwierdzić u kogoś zamiłowanie do tego c:), to na moim profilu (w zakładce "O mnie", w sekcji "Linki") jest link do mojego bloga właśnie w tej tematyce ^^ (Trzeci od góry :D)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Woooow, tego to się nie spodziewałem. Powiedziałem już ci, że dziękuję? No to powiem to po raz kolejny - dziękuję!!!
      Jeśli chodzi o tego typu opowiadania: pewnie że będzie ich więcej, jednak nie obiecuję że co miesiąc. Ja tam generalnie interesuję się... z resztą napiszę na "O autorze" :D (też trochę późniejszą porą)
      Pewnie że możesz się reklamować. Ja na to jakoś nie zwracam za bardzo uwagi (chyba że totalny spam), ale i tak chciałem wejść na twojego bloga co nieco poczytać, tylko że dopiero o 23.
      Też polecam wejść na "Zapiski - wyjaśnienia".
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
    2. Byłam, przeczytałam ^o^
      (Jakby co mam 3 blogi ;w;)

      Usuń
    3. Ten obrazek też chyba nic nie przedstawia @o@"
      Chociaż... most i drzewa? :o

      Usuń
    4. Te okrągławe "coś" w prawym boku to tarcza Denorusa, a to po lewym (te długie "coś") to miecz. Dalej w tle jest Nostradamus XD

      Usuń
  2. Opisy ;^; Te PIĘKNE PONAD WSZYSTKO opisy <3 Takie dokładne, że niemal widziałam wszystko swoimi oczami jakby film ;w; Twój styl, te OPISY (taaak jeszcze wiele razy będę to powtarzać XD), klimat i połączenie tego wszystkiego w jedno... Aaaaaaawwwwww takie.... Nooooo!!!! xD Aż mi słów zabrakło x3
    Szkoda mi (chwila idę kopiować imię xD) Denorusa ;-; Niby zmarł i ma swoją upragnioną od lat wolność jednak to było takie trochę smutne T^T (taaaak bo Neko chciałaby ,,zabili go i uciekł" XD) Jednak cieszę się, że nie zrobiłeś z niego jakiegoś wielce, super, ekstra, silnego herosa, który jednym machnięciem zabija wszystkich ^^ Obaj- Denorus i Nostradamus - popełniali błędy co mnie cieszyło.
    Jak czytałam końcówkę to sobie myślę: ,,Nie... Nieeee Nostradamus ty (tutaj taka bardzo dłuuuuga cenzura ^^")" Na pewno wszystko przeżywałam razem z Denorusem. Zżyłam się z gościem, a ty mi go zabijasz na końcu TT^TT Czemu?! (będę miała żałobę ;-;) Oczywiście to zakończenie piękne ;-; Teraz jestem chyba zbyt poruszona żeby napisać cokolwiek składnego TwT Pięknie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ponownie i cieszę się, że spodobało Ci się te opowiadanie! Kurcze, nie ma to jak przyjść ze szkoły i poczytać takie komentarze :3

      Usuń
    2. Widzę, że również prowadzisz bloga. Spodziewaj się mnie na nim :D

      Usuń
    3. Ha ha ok xD Jesteś wyczekiwany :3

      Usuń
  3. Ten moment, kiedy piszesz mega długi komentarz o swojej miłości do opisów a on się usuwa TT^TT
    Będę to powtarzać i powtarzać, ale OPISY SĄ BOSKIE. Kocham, kocham, kocham, kocham i czczę je. Takie perfekcyjne *^*
    "I osiągnął to, o co walczył. Co mógł dostać nawet w czasie pierwszej potyczki. Wolność" - nie wiem, czy mam fangirlować czy płakać. Można robić te dwie rzeczy jednocześnie? To jest chyba najpiękniejsze zdanie, jakie w życiu słyszałam. A mój tata mówił mi wiele pięknych rzeczy. Gdy go o to poprosiłam odparł "Spieprzaj, teraz przechodzę dziesiąty level" ♥ Myślę, że jedno długie "Awww" najlepiej wyrazi moje uczucia.
    Chyba nie jestem w stanie napisać czegokolwiek składnego, ale wiedz, że uwielbiam to opowiadanie całym sercem. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie zaszczytem dla mnie jest Twoja ocena. Nie wiem co powiedzieć, widząc takie komentarze... Kurcze, teraz jak tutaj Was nie zawieść przy kolejnych opowiadaniach? Co zrobić, by dorównały tej pozycji? :o
      No cóż, będę się starał z całych sił, by się trzymać tego poziomu. Dziękuję!!!!

      Usuń
  4. Nie złe ;) Pisz dalej bo Ci to wychodzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie :D
      ps. Tak na przyszłość: Niezłe, nie: Nie złe :DDD

      Usuń