Bujając w obłokach

Mały, normalny chłopiec i jego marzenie. Do czego doprowadzi?


Już po raz któryś mały Markus zerknął z okna na wąską uliczkę, po czym raz kolejny westchnął z niecierpliwości.

Jeszcze ich nie było.

Od ponad godziny wyglądał na swych spóźnialskich dziadków, przyjeżdżających tutaj - do Norwich - raz w roku, w czasie trwania letnich wakacji. I nie było to jedynym powodem czekania na nich, nie mogąc usiedzieć na miejscu. Markus kończył w tym roku dziewięć pełnych lat, więc obecnie rodzice powinni pozwolić mu wyjechać na pozostałą część wakacji do niewielkiej, acz klimatycznej krainy zwącej się Irlandią - czyli tam, gdzie mieszkali rodzice jego taty. Ileż to czasu wyczekiwał na ów chwilę!

- Już ci mówiliśmy, kochanie. Babcia i dziadek nie mogą się tobą cały czas zajmować. Jak trochę podrośniesz i nabierzesz dyscypliny, wtedy cię puścimy – to mówili rok w rok, nieprzerwanie przedłużając chwilę, w której miał zamiar znaleźć srebrzystą liliję, złapać księżycową ropuchę, oraz spotkać się z niewielkimi, skrzydlatymi ludzikami, znanymi jako elfy – krótko mówiąc, spędzić noc swego życia na baśniowym łonie natury, o jakim wspominał dziadek.

Ponoć on i babcia mają w Irlandii wielohektarowe – cokolwiek to znaczy – pole, gdzie rozrastał się przeogromny las. Opowiadał, jak to wiele lat temu spotkał tam elfa Winryka – obecnie przyjaciela. Do dziś wędrują razem ku cudownemu, małemu jeziorku, gdzie to spływa ze skarpy wąska rzeczka, tworząc tym samym wodospad urozmaicający baśniowy krajobraz. Oczywiście mama ostrzegła Markusa, żeby do końca nie brał wszystkich słów dziadka na poważnie, jednak ten całkowicie mu ufał. Przecież co przyjazd wręczał mu bajerancki prezent, jakim przeważnie okazywał się być coraz to nowszy model wystrzałowego karabinu na żelki!

Tak więc w tym roku nieprzerwanie starał się robić dobre wrażenie na mamie i tacie. Raz na tydzień mył naczynia po obiedzie i kolacji, pomagał tacie grabić trawnik, starał się z nimi nie wpadać w konflikty i zawsze spełniał wszystkie ich wymogi. Czasem częstował mamę miłymi słówkami, co zawsze na nią dobrze wpływało. Niestety w odróżnieniu od taty: z uśmiechem jak z uśmiechem, lecz potrafił wyczuć jego najśmielsze zamiary.

W życiu sobie nie wyobrażał, jakie okaże się trudne udawanie miłego chłopca przez tyle wyczerpujących miesięcy. Na całe szczęście starania nie poszły na marne.

- Martwimy się o ciebie – rzekła mama tydzień temu, podczas rodzinnej kolacji – naprawdę tak bardzo zależy tobie na tym wyjeździe?

Markus bez zastanowienia kiwnął trzykrotnie głową, a jego ton głosu z udawanej uprzejmości przemienił się w błagalny skowyt.

- Proszę, mamo, chcę zobaczyć elfy i odkryć tajemnice lasu dziadka! - oznajmił z łzami w oczach – przecież tak się starałem...

Co prawda z uporem, lecz ostatecznie zgodzili się. A to znaczyło tyle, że... jedzie ku przygodzie!

Dziadkowie przyjechali po kolejnych trzydziestu minutach utęsknionego czekania, jednak Markus poczuł takie szczęście, że w żadnym stopniu nie miał im tego za złe. Babcia, jak to babcia, od razu uściskała wnusia z trzy razy, po czym wręczyła w jego małe rączki banknot pięćdziesiąt funtowy. Zaś od dziadka dostał tym razem zajefajną latarkę nocną, z regulowaną mocą oświetlania.

- Na przygodę – szepnął cicho i puścił mu oczko.

Po wspaniałym, zapchanym przygodami tygodniu w kraju, dał się obściskać mamie na „do widzenia”, oraz podać tacie „chłopski uścisk”. Następnie wsiadł razem z dziadkami do taksówki zabierającej ich pod przystań – tam, gdzie czekał już wynajęty jacht. Jedyną rozrywką w aucie okazało się wyobrażanie swego pierwszego spotkania z fantazyjnymi stworami, które według rodziców i innych tego typu nadąsanych ludzi występowały jedynie w bajkach. Nie nudził się za to na statku, gdzie myślał o niesamowitych, magicznych krainach, kryjących się za bezbrzeżnym oceanem...

Do brzegów Irlandii dopłynęli trzeciego dnia, podczas pory nocnej. Pierw zauważyli migotanie latarni morskiej, której światło przebijało wszelkie mroki. Następnie, po kilku długich godzinach zbliżania się ku lądu, z czarnej otchłani wyłoniła się chmara świateł zagęszczonych w jednym miejscu.

- Tam zmierzamy. Do portu – wytłumaczyła mu babcia, wskazując ręką na ów miejsce.

Gdy po dłuższej chwili zacumowali łajbę i zeszli na ląd, Markus przeszedł tradycyjną fazę opuszczenia statku, o czym go ostrzegł już wcześniej dziadek:

- Zejdź na stały ląd, a poczujesz się jakbyś wypił za dużo procentów - oznajmił z uśmiechem.

Niestety nic nie zrozumiał z jego słów, przez co prawie skończyłby w lodowatej toni morskiej.

Po długiej jeździe jego prywatnym autem, poprzez zadziwiająco puste pola „łysej wyspy” - jak zazwyczaj mówiła babcia na Irlandię - dotarli do miejsca niezwykle kontrastującego z wcześniejszymi widokami. Zaczęli przejeżdżać przez ogromną puszczę, a co najlepsze dla Markusa: przez własność dziadków. Nie mógł opanować swojego zachwytu tą chwilą. Za niedługo spełni swoje marzenie dzieciństwa!

Dla niego trwało to długo, lecz w przeciągu kilkunastu minut dojechali do ich wielkiego domu, przypominającego te z filmów o bogatych ludziach. Podniecony tym, co go czeka od razu wziął latarkę w swe małe łapki i już chciał ruszać na przygodę swego życia. Dziadek go niestety rozczarował:

- jutro rano, lub wieczorem ruszymy tam razem. Teraz niestety nie posiadam zbytnio czasu. Pod żadnym pozorem nie wchodź samemu w las. Jest niebezpieczny!

Rano? Dlaczego rano? On chciał poczuć klimat całej wyprawy! Przecież rankiem księżycowe ropuchy idą zawsze spać, a elfy chowają się w koronach drzew! Nie mógł tak tego odpuścić. Po za tym chciał iść teraz. Tak długo czekał na tę chwilę i nie miał zamiaru czekać jeszcze dłużej...

Pod pretekstem zawiązania swoich sznurówek, poczekał, aż dziadkowie trochę od niego odejdą, a następnie - jak gdyby nigdy nic – chwycił tegoroczny prezent od dziadka, po czym wszedł w czarne głębiny puszczy.

Od razu poczuł niebagatelnie wielką zmianę klimatu. Nie chodziło o ciemność, gdyż jej nie brakowało na małej polance. Ani o odgłosy nocy, ponieważ te również nie uległy zmianie. Wszystko komplikował jeden powód. Jeden jedyny – pierwszy raz od dziewięciu lat poczuł samotność, co rodziło napięcie w jego chłopięcych mięśniach. Nie dał jednak za wygraną nowemu odczuciu. Chciał przeżyć przygodę swego życia. Z dziadkiem, lub bez, jednak dziś w nocy. Ruszył więc dalej...

Z każdym kolejnym krokiem, z każdą kolejną chwilą istoty lasu wydawały coraz to nowsze odgłosy. Z daleka dobywało się huczenie sowy, zaś wokoło dochodziły różne niezidentyfikowane szelesty, tworzące poczucie przygwożdżenia, powodujące u Markusa mimowolną chęć rozglądania się na różne strony ze strachem, oraz bijącym szybko sercem. Do tego w tle dawał się słyszeć mrożący krew w żyłach szum lasu – raz malejący, raz każący mu opuścić leśne zacisze swą potęgą. W pewnym momencie pogubił swoje cele, skupiając się na przerażających wizjach.

Pałętał się przez różnorodne chaszcze i trawy już od dwudziestu minut, a jeszcze nie zauważył żadnej baśniowej istoty. Z resztą nic nie widział. Wszystko zlewało się ze sobą, czego niestety światło bijące z małej latarki nie potrafiło skutecznie rozdzielić od mroku. Do tego dochodziło wrażenie, iż każdy cień – czy to drzewa, krzewu – mógł być czymś żyjącym. Czymś, co chce zakosztować jego krwi, niczym wampir. A najgorsze okazało się to, o czym nie zdawał sobie z początku sprawy – zgubił drogę powrotną, przez co poczuł się zagubiony, oraz po raz pierwszy... mały?

Gdzie są elfy? Gdzie jest księżycowa ropucha? Jak dojść do stawów, przy których wyrastały srebrzyste lilije świecące się na łagodny błękit? Przecież dziadek z pewnością by go nie okłamał! Może się chowają? Może musi pokazać, że jest godny zaufania i nie ma zamiaru ich skrzywdzić? A do stawów po prostu jeszcze nie doszedł?

W pewnym momencie zamarły mu wszystkie mięśnie i zmysły, słysząc cichy ryk, jakby minotaura. Nie mógł wydać nawet tchnienia. Stał sparaliżowany w miejscu, nie posiadając krzty pojęcia, co mogło wydać przytłaczający, basowy odgłos.

Wyszedł z niego mimowolnie cichy jęk zawodzenia i beznadziejnego płaczu, jednak nie ten sam, co przy rozmowie z rodzicami. Teraźniejszy uzasadniał lęk... był szczery... prawdziwy...

Gdzieś w tle usłyszał wołanie dziadka i babci, jednak bardzo daleko. Markus jakoś nie potrafił im odpowiedzieć, stojąc jak dąb. Ów emocje pogłębiły się wielokrotnie, gdy to coś weszło w oświetlony kadr...

I nie był to elf. Nie okazała się to skacząca i rechocząca księżycowa żaba. Również z pewnością nie wampir, czy minotaur. Był to niedźwiedź. "Zwykły" niedźwiedź...

Czyżby mama miała rację? - pojawiła się głęboko w jego głowie myśl, pod skorupą pustki...

Paweł "Żaku" Żak

*

Opowiadanie napisałem w wakacje, tak więc nic dziwnego, że ono samo dzieje się w tym czasie. Dla mnie jednak to dziwne, gdyż nie był to świadomy zabieg. Domyślam się, że w podświadomości już mi całkowicie one - wakacje - utknęły w głowie i nie mogłem myśleć o niczym innym! Ale kto wie? Na pewno nie ja.

Świadomie jednak wybrałem na bohatera małego, dążącego do celu i dosyć rozpieszczonego chłopca (Imię wymyśliłem na poczekaniu). Markus przez lata pragnął pojechać do dziadków, gdyż naopowiadali mu wielu przeróżnych bzdur. Głównie w celach rozwijania jego wyobraźni i marzeń. Zapomnieli jednak, że dla małego dziecka nieosiągalne marzenia są tymi najważniejszymi, do których się dąży. Markus był zaślepiony. Bujał w obłokach przez wiele dziecięcych lat. Marzenie przemieniło się w życiowy cel, co w tym przypadku skończyło się tragicznie.Po przybyciu do Irlandii nawet nie poczekał chwili, a już wszedł w ciemne odstępy puszczy, spotkać się z nierealnymi stworzeniami. Tutaj, w pewnym momencie pada ważne hasło: Po raz pierwszy poczuł się mały.

Jaki jest morał opowiadania? Po prostu nie warto zatracać się w marzenia. Warto je mieć, lecz ze świadomością, że marzenia w większości przypadku są nieosiągalne. W życiu ważne są cele, czyli małe kroki, którymi dochodzi się do nieosiągalnych marzeń.

Oczywiście miejscowość Norwich, jak i cały las są tylko wymysłem mojej wyobraźni (tak, wiem że istnieje miasto Norwich w Wlk. Brytanii, jednak akcja działa się w innym miejscu). Nazwa tej miejscowości jakoś sama wpadła mi do głowy i zdecydowałem się jej użyć.

13 komentarzy:

  1. Hmm... troszkę mi to trudno ocenić.
    Mówisz, że to "przygodówka". Ja bym go tak nie nazwała. Fajny pomysł, ale większość tekstu jest po prostu... nudna. Dopiero pod koniec, kiedy pojawia się ten niedźwiedź coś zaczyna się dziać. I strasznie fajne zakończenie, nie wiadomo, czy chłopiec umarł czy nie, lubię takie opowiadania, gdzie nie wiadomo co było dalej.
    Co nie zmienia faktu, że prawie nic się nie dzieje :/
    Moim zdaniem (więc nie bierz go pod uwagę XD), urozmaiciłbyś historię, zamieszczając jedną z fantazji Markusa, na przykład kiedy był na statku. Trochę elfów, magicznego pyłku, skarbu do odnalezienia i od razu ciekawiej się robi, mimo, że to tylko wyobraźnia chłopca.
    Ok, koniec hejtu. Czas na "pochwały", jeśli można to tak nazwać. :D
    Błędów to bym musiała lupą szukać, a i tak pewnie bym nie znalazła, może tylko drobne literówki. Masz bardzo ładny styl. Kurcze, bardzo dobry jest. Ale... jakoś mi nie pasuje do tego opowiadania. Znaczy, jasne, to narracja 3-osobowa, ale mimo wszystko piszesz jakby z perspektywy chłopca, głównie na niego zwracasz uwagę. I niektóre słowa po prostu tu nie pasują, wydają się "za mądre" jak na dziewięciolatka.

    I widzę, że zmieniłeś szablon. Teraz jest o wiele lepiej, nie wiem, jakbym miała przeczytać to wczoraj przy tej czcionce.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za opinię. Początkowo opowiadanie miało być 3 razy dłuższe, jednak zobaczyłem całkiem ciekawy konkurs, który wymagał 3 stron. Dlatego musiałem szybko skończyć i wyciąć większość tekstu. Pierwotnej wersji już niema, ale ta jest taka... nie najgorsza :D
    Dziękuję za miłe słowa i za krytykę, którą doceniam pod każdym kątem (chyba że bez uzasadnień, co nie raz dostawałem). Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zostanę, zostanę. rzadko porzucam blogi, które przeczytałam w 80%.
      Teraz się ode mnie nie uwolnisz! :D

      Usuń
    2. A do jakiej grupy byś zaliczyła te opowiadanie?

      Usuń
    3. Właśnie nie wiem. @_@"
      Może lekki horror? X'D
      Horror. Tak, to jest to ;u;

      Usuń
    4. Właśnie mam duży problem z tym opowiadaniem, jeśli o to chodzi :D
      Taka przygodówka/horror bym powiedział

      Usuń
    5. Btw. Odpowiadam na Twą prośbę ^^
      Więc.... co jest na tym obrazku? :o

      Usuń
    6. No właśnie o to chodzi - trudno zinterpretować :D
      Jest to Markus (ten mniejszy, czarny cień - na tle niedźwiedzia - ten szary cień

      Usuń
  3. Przeczytałam, siedzę już jakieś dziesięć minut po przeczytaniu (nawet nie zauważyłam kiedy mi się piosenka skończyła xD) i dumam sobie na temat opowiadania. Pierwsze co to krytyka:
    Nuuuuuuuuuda~ Rozpisałeś jak bardzo chłopiec czekał na dziadków, jak się starał o pozwolenie na spędzenie u nich wakacji. Oczywiście opisy są niezmiernie ważną częścią jednak nie opisuj długo nudnych rzeczy przy których nic się nie dzieje. Na przykład strasznie podobało mi się jak opisywałeś co było w tym lesie. Aż się uśmiechnęłam i potrafiłam poczuć ten klimat ^^ Jeżeli już chciałeś dużo napisać jak to chłopak się starał o pozwolenie powinieneś ująć to w bardziej malowniczy sposób.. czy coś xD
    Teraz czas na pochwały, których jest znacznie więcej ^^
    Klimat... Człowieku jaki ty potrafisz zrobić klimat *w* Ten port pod zasłoną nocy, wielkie domostwo z lasem. Normalnie cud miód! >w< Styl taki ładny, przyjemny do czytania i przejrzysty. Nie wciskasz miliony pięknych epitetów co jest jak najbardziej na plus! :D No i sądzę, że opowiadanie byłoby lepsze gdybyś napisał w narracji 1-osobowej, ale to tyko takie moje odniesienie ^w^ Co do gramatyki czy interpunkcji się nie wypowiem bo sama jestem katem tego typu rzeczy XD No i zakończenie! Kocham cię normalnie za nie >w< Ten niedźwiedź tak brutalnie sprowadza czytelnika do szarej rzeczywistości, nie pozwala już myśleć o baśniowych stworzeniach. Pięknie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki bardzo! Niezwykle motywują takie komentarze do niepopełniania tych samych błędów. Zapraszam do przeczytania kolejnego, oraz do zostania na dłużej! :D

      Usuń
    2. Ooooo nie. Ja nie mam zamiaru opuszczać tego bloga :D Jestem jak przylepa- jak mi się spodoba to nawet i ten jeden piątek w miesiącu, ale będę zaglądać X3 Dla twoich opowiadań warto ^^

      Usuń
  4. Nie jest złe to opowiadanie, taka naiwność tego chłopca pasuje mi bardziej do dziewczynki, która wierzy w elfy i inne takie mistyczne istoty. W sumie, to takie przypomnienie swojego toku myślenia jak miało się od 6 do 10 lat. Słodki to było. Teraz to jest przeważnie obojętność (chociaż u mnie nie ;)) i dystans, a przede wszystkim realne myślenie. Na pewno poczytam więcej twoich mini-dzieł ;)
    Pozdrawiam
    i do napisania
    ZuziBaAna

    OdpowiedzUsuń
  5. 40 yr old Dental Hygienist Abdul Capes, hailing from Cold Lake enjoys watching movies like My Father the Hero and Astronomy. Took a trip to Historic Centre (Old Town) of Tallinn and drives a 911. pomocne wskazowki

    OdpowiedzUsuń